6.00 rano na obozie w Darłówku, pobudka. Jedziemy z Bartkiem do lekarza- nie umie przestać rzygać, jak sam twierdzi. A kupę, to chyba rok temu zrobił. Zmienił zeznania, gdy w sobotę pojawił się lekarz z pogotowia- nie rok, a miesiąc temu, ale za to tylko taki bobek. Gdzie on to wszystko gromadzi? Na bolący brzuch pomaga mu tylko stara metoda mamy Dominiki - ZEGAREK (masowanie brzucha zgodnie ze wskazówkami zegara- usuwa z brzucha wszelkie bąki ;) i bliskość dorosłych. Daję mu do kieszonki trzy monety pięciozłotowe, by samodzielnie zapłacił za przejazd busem. Wystarcza jedna. Złotówka z powrotem. Kierowca wysadza nas na Skłodowskiej i wędrujemy do przychodni dziecięcej na Królowej Jadwigi. Czynna od 8.00. Jest godzina 7.50. Drzwi zamknięte, wokół cisza. Trzy minuty później podjeżdża niskawa pani czarnym golfem. Wędrujemy za nią na pierwsze piętro przychodni. Ustawiam się przed rejestracją.
- Rejestracja od 8.00!?- rzecze kobieta o wątpliwie sympatycznym usposobieniu. Racja dopiero 7.58.
- Już można.- wybiła 8.00
Po zarejestrowaniu, czekamy na panią doktor. Proszę Bartka, by, jeśli zapytany przez panią doktor co się dzieje, zamiast słowa "rzygam", użył lepiej brzmiącego z ust ośmiolatka "wymiotuję".
Pani doktor zadaje mi szereg pytań i zabiera się za Bartka.
-Sikałeś rano?
- Nie.
- Wczoraj, przed snem na pewno.
- Też nie. Rzadko sikam. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio.
Podpowiadam pani doktor, że z kupą ma to samo (może gromadzi gdzieś pod skórą).
Ostry nieżyt żołądka. Z przymrużeniem oka na to niesikanie i niekupkowanie.
- Dieta przez dwa dni. Do jedzenia tylko suchary. Do picia Coca-Cola. Najlepiej nieodgazowana. Jak się człowiek nagazuje to łatwiej potem sobie pobąkiwać czy nawet rzygnąć.
Bartek zaskoczony słowami pani doktor, spogląda na mnie niezrozumiale.Gdy tylko opuszczamy gabinet, dziękując za pomoc:
- To jak to jest? "Rzygać" to chyba jednak fajne słowo, co?
- Przyzwoite, jak się okazało. Z powrotem wracamy taksówką, bo nie ma już busa.
- To się rozumie.
- Jeszcze tylko do apteki po czopki.
- Po czepki do apteki? i co będziemy z nimi robić?
- Po czopki, takie jakby naboje, które wkłada się do pupy.
- Tabletki do dupy? To ja lepiej je połknę.
- Nie można. Nie wkładała ci mama nigdy czopków?
- Nie- odpowiada z obrzydzeniem na twarzy.
W taksówce, na tylnym siedzeniu znajdujemy lizaka. Nieodpakowanego. Nówka. Pewnie ktoś zostawił. Może wnuki taksówkarza.
- Wypadł pani lizak- szeptem informuje mnie Bartek.
- To nie mój. Już tu leżał zanim weszliśmy. Możesz go sobie wziąć- wciąż szeptem oczywiście.
- Ukraść?
- Zaraz tam ukraść. Włóż go niezauważalnie do kieszeni i już. Nagroda za pierwszy w Twoim życiu czopek.
Płacimy za taksówkę, biegiem do pokoju. Nakładam rękawiczki, Bartek ściąga gacie. Rach ciach i po wszystkim.
- I jak?- pytam.
- Było dziwnie.