poniedziałek, 12 października 2009

Skąd się biorą przyjaciele?

Czasy nastały trudne. Emocjonalnie i finansowo niestabilne. Wystarczy rzucić jedno hasło na „k” i wszyscy wpadają w panikę. Odmawia się nam kredytów, zwalnia z pracy, uniemożliwia podwyżki, bo czasy takie niepewne. Dobrze, że skradają nam ogromne obowiązkowe składki ZUS i inne (również obowiązkowe) ubezpieczenia zdrowotne, bo jak już z powodu „K” sytuacji przestaniemy zjadać odpowiednią ilość witamin dziennie to przynajmniej wizyta u lekarza nic nie będzie nas kosztować, jeśli tylko zaklepiemy sobie miejsce kilka miesięcy wcześniej. No i cały pochówek nam Państwo pokryje. Uff. Jednak czy chudo, czy tłusto, czy słońce, czy deszcz, czy jeden różowy pasek czy dwa, człowiek istotą gromadną jest i zawsze może liczyć na Przyjaciela. No tak. A jak się nie ma? Jak się przegapiło czasy liceum i studiów siedząc w książkach, a po drodze zaniedbało przyjaźnie z niższych szczebli edukacji, a w pracy każdy tylko patrzy swojego korytka i pośpiesznym krokiem wraca do domu, byle tylko nie musieć wysłuchiwać czyichś problemów (jakby własnych było mało!)? Sposobów na przyjaciela jest kilka.

Można jak tych dwóch dżentelmenów w szykownych koszulach i modnych adidasach, siedzących przy stoliku w samym rogu po prostu umówić się na przyjaźń. Jesteśmy frendy? A jak! Frendy jesteśmy, hej! I tak sobie przyjaźń leci. Wspólne piwko, mecze, dyskoteki, może nawet kosztowne perfumy zakupione na allegro. Jednak problemy pojawiają się, gdy pojawiają się problemy. Bo przecież nie można mylić współtowarzyszenia w polowaniach na nowe doznania z przyjaźnią. A to ten z lewej wykorzysta telefon ratunkowy do ex-owej tego z lewej (szkoda by zmarnować taki materiał genetyczny), a to ten z prawej poderwał młodą sąsiadkę tego z lewej, z którą to ten z lewej był mocno emocjonalnie związany już od piaskownicy i nie pozwoli nikomu jej zranić. I tak lepszy rydz niż nic. Nerki jeden drugiemu nie odda, ale w piątkowy wieczór trzeba mieć z kim na piwo wyskoczyć.

Można też jak koleżanka Jolki- poszperać w sieci. Tam sukces powinien być gwarantowany. Z butelką czerwonego wina na odwagę, siadasz w piątkowy wieczór z laptopem na kolanach i klikasz dwukrotnie w ikonę przeglądarki. Portali oferujących przyjaźń (między innymi relacjami ludzkimi) jest na pęczki. Wybierasz zaawansowane kryteria wyszukiwania i dostajesz czego potrzebujesz. Przedział wiekowy 30-45, brunetka z kręconymi włosami z okolic Mazowsza, maksymalnie 170 cm wzrostu, rozwódka, najlepiej bez dzieci, wtedy wspólnych tematów będzie bez liku. Niestety koleżance Jolki nie powiodło się za pierwszym razem. Za drugim i za trzecim też nie. W odpowiedzi otrzymała kilka propozycji trójkątów małżeńskich, dwa apele o pomoc finansową i sześć ofert przystąpienia do piramid finansowych. Zmieniła portal i szuka dalej.

A może przeprowadzka? O ile łatwiej o nowych przyjaciół, gdy całkowicie zmieniamy otoczenie! Najlepiej przenieść całe swoje życie z wielkiego bezdusznego miasta, gdzie sąsiedzi przechodzą obojętnie obok morderstwa na klatce schodowej, do niewielkiego miasteczka na obrzeżach, gdzie zaciekawieni sąsiedzi ochoczo, rodzinnie i bez pukania przychodzą nadzorować postępy w remoncie mieszkania, które dopiero kupiliście. Procedura postępowania jest dość prosta. Wystarczy wyskoczyć do lokalnego baru kilka razy w miesiącu, poczuć lokalny koloryt i wyśledzić istniejące już koła wzajemnego zaufania i uwielbienia. To, które przypadnie nam najbardziej do gustu, obserwujemy ze zdwojonym zainteresowaniem przez jakiś miesiąc lub dwa. Po zapoznaniu się z zasadami funkcjonowania koła, możemy wkroczyć do akcji. Wiemy już co koło lubi, co akceptuje a czego nie, o czym można głośno mówić, a o czym nie. Temperujemy trochę swój światopogląd, by dopasować go do horyzontów myślowych docelowych przyjaciół, zapraszamy do siebie z okazji urodzin i sami obowiązkowo stawiamy się na wszystkie wezwania koła. I już mamy całe grono nowych przyjaciół. Trzeba tylko zacisnąć mocno zęby, gdy wszystko aż się w nas gotuje przywodząc na myśl mądrości życiowe członków koła, skulić ogon i położyć uszy po sobie, gdy atakuje się nasz sposób myślenia i funkcjonowania. Stać Cię na to?

Kolejną opcją jest odgrzebanie starych kart pamięci telefonicznych, względnie listów i notatników z telefonami. W końcu jak raz się było czyimś przyjacielem, można zawsze spróbować raz jeszcze. No i nieoceniona jest w tym wszystkim obecność Naszej Klasy. A nuż nasz stary dobry znajomy też został sam i można by coś spróbować sklecić ze szczątków starych sympatii. Jedno spotkanie klasowe, w zależności od liczebności klasy, stwarza około 20 potencjalnych przyjaciół. Choć bagaż życiowy może się teraz wydać zbyt ciężki do udźwignięcia- a jeśli jego żona to jędza? A jeśli jego pies nie polubi naszej Kiełbasy? Kicha zupełna jeśli się okaże, że nasz ex-przyjaciel wyemigrował 10 lat temu do Monachium. Wtedy to już kawałek. Nawet dla starej przyjaźni.

Sposobów na znajdywanie przyjaciela są miliony. Na znalezienie pewnie tylko jeden, który sami musimy sobie wypracować. Ja zasiewam ziarenko na wilgotnej ligninie, trzymam w ciepłym miejscu i skrapiam z dużą częstotliwością, żeby nie wyschło, a po pewnym czasie wyrasta jak rzeżucha na Wielkanoc. Jeśli i to Wam nie pomoże, to chyba tylko pozostaje przyłączenie się do sekty Słońce.

niedziela, 11 października 2009

Choroby czas

No i dopadły nas jesienne zarazy. Wcale nie niespodziewanie. Już od od dwóch tygodni zwalczaliśmy zarazy herbatą z prądem, ale niestety antybiotyku uniknąć się nie dało, koniec końców. Prawdę mówiąc, marzył mi się już niepospieszny poranek z kawą w jednej i gazetą w drugiej ręce, ale to co fundują zarazki daleko ma się od wakacyjnego relaksu. Trzy dni szybko zleciały szybko na popijaniu gorącej herbaty, połykaniu piguł i śnie, z którego trudno się wybudzić. Najgorsza w tym wszystkim jest konieczność wypocenia choroby, co nie jest ani łatwe ani przyjemne. Już nie mogę się doczekać powrotu do normalności- zabiegania, pracy, fitnessu wieczorem, książki późnym wieczorem, prasowania rano przed pracą, gotowania zupy o północy :) Wtedy na wszystko mam czas....no i może uda mi się skrobnąć coś bardziej ambitnego i nie o sobie ;)