Zaraz po porannym prysznicu, zasiadając do książki, zaciekam śliną na myśl wieczornego piwa. Z każdym, najmniejszym nawet ruchem mój organizm uprasza się tego bursztynowego napoju. Lekko gazowany, doprawiony do smaku sokiem malinowym bądź imbirowym, w spoconej szklance....Litości! Chyba się uzależniam!
piątek, 16 lipca 2010
Piwo na patelnię
Bogu dzięki już urlop. Po raz pierwszy od bardzo bardzo dawna, wstałam bez pomocy komórkowego alarmu (czy ktoś jeszcze używa budzika?). Ledwo wstałam, napiłam się kawy i już potrzebowałam zimnego prysznica. I wcale nie po to, by ostudzić mój zapał do tych wszystkich rzeczy, za które co urlop chcę się zabrać. Żar leje się z nieba. Spacerując ulicami, mogę śmiało powiedzieć, że wiem jak to jest być plasterkiem boczku na patelni. Odkryłam też sens wiosennych diet drakońskich. Pewnie byłoby mi teraz dużo swobodniej :) Ale i tak, stojąc w kolejce do kasy, spostrzegłam (a właściwie wyniuchałam), że czy gruby, czy chudy, stary czy młody, w takich warunkach przyrody poci się każdy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
idą burze :D jeszcze parę godzin i powinno być lepiej :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje bo sam nie wyrabiam :P :P wiatrak już ratuje sprzęt a nie mnie bo dzisiaj skubaniec się wyłanczał - 68 stopni na procku i finito odmawia bestia współpracy :P :P :P
Polakowi nie dogodzisz, zimno zle, gorąco tez nie dobrze, tzreba bylo tak narzekać na te słoneczko, teraz zrobiło focha i schowało sie za chmurki. ;)
OdpowiedzUsuń