poniedziałek, 7 grudnia 2009

Mikołajkowa epidemia

I nastał czas dmuchanych Mikołajków zdobiących wejścia supermarketów, hostess skąpo imitujących aniołki i przepysznych choinek fundowanych przez wpływowych w miastach i wsiach, a notorycznie wandalizowanych przez nabrzdynkoloną młodzież. I zgodnie z modą powinnam tutaj powiedzieć jak bardzo to straszne świąteczne zamieszanie przeszkadza mi na co dzień, bo przecież to duch świąt jest najważniejszy a nie ta kolorowa, plastikowa oprawa. Idealnie gdybym mogła dodać, że nie jestem Katoliczką i tak na prawdę uczestniczę w tym wszystkim, tylko by nie robić przykrości bliskim. Ale figa z makiem czytelniku. Cieszę oko kolorowym wystrojem wystaw sklepowych, pysznię się pieczonymi w towarzystwie bliskich mi osób pierniczków, a domowy barszcz już się kisi. Tym bardziej ucieszyłam się na widok Mikołajów rozdających smakołyki ku uciesze rozradowanej gromadki dzieci. O mnie niestety Mikołaj w tym roku zapomniał, choć tak bardzo starałam się cały rok. Ale co Mu się dziwić...po Barbórkowym weekendzie, nawet najtwardszy zawodnik odpada. Sama marzyłam tylko o gorącej kąpieli i gazecie. I chyba tylko tego mi było trzeba- nie da się takich chwil zastąpić nawet górą słodyczy :)
A poniżej do wglądu dwóch czerwonych modeli :) Oboje spisali się na medal, ale całusa za dobrą robotę może dostać tylko jeden :)

3 komentarze:

  1. U nas tez byl taki krasnal!!;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie był krasnal, to boł Mikołoj :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciocia Ty dalej zyjesz mikolajkami? swieta lada dzien, kiedy do mnie przyjedziesz?:P

    OdpowiedzUsuń