czwartek, 31 grudnia 2009
i z głowy...
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Świąteczne zagłuszanie
poniedziałek, 7 grudnia 2009
Mikołajkowa epidemia
A poniżej do wglądu dwóch czerwonych modeli :) Oboje spisali się na medal, ale całusa za dobrą robotę może dostać tylko jeden :)




poniedziałek, 23 listopada 2009
Time to personalize :)

Niedziela inna niż wszystkie :)
Lucky presji babskiego towarzystwa nie wytrzymał i po dzikich zabawach z Bogdanem poległ na polu bitwy:)
niedziela, 15 listopada 2009
Jesień we dwoje
wtorek, 10 listopada 2009
W odwiedzinach :)

niedziela, 8 listopada 2009
Cz jak czarna dupa czyli witamy w gminie gdzie obcy ginie
wtorek, 3 listopada 2009
Proporcjonalnie Odwrotnie
poniedziałek, 12 października 2009
Skąd się biorą przyjaciele?
Czasy nastały trudne. Emocjonalnie i finansowo niestabilne. Wystarczy rzucić jedno hasło na „k” i wszyscy wpadają w panikę. Odmawia się nam kredytów, zwalnia z pracy, uniemożliwia podwyżki, bo czasy takie niepewne. Dobrze, że skradają nam ogromne obowiązkowe składki ZUS i inne (również obowiązkowe) ubezpieczenia zdrowotne, bo jak już z powodu „K” sytuacji przestaniemy zjadać odpowiednią ilość witamin dziennie to przynajmniej wizyta u lekarza nic nie będzie nas kosztować, jeśli tylko zaklepiemy sobie miejsce kilka miesięcy wcześniej. No i cały pochówek nam Państwo pokryje. Uff. Jednak czy chudo, czy tłusto, czy słońce, czy deszcz, czy jeden różowy pasek czy dwa, człowiek istotą gromadną jest i zawsze może liczyć na Przyjaciela. No tak. A jak się nie ma? Jak się przegapiło czasy liceum i studiów siedząc w książkach, a po drodze zaniedbało przyjaźnie z niższych szczebli edukacji, a w pracy każdy tylko patrzy swojego korytka i pośpiesznym krokiem wraca do domu, byle tylko nie musieć wysłuchiwać czyichś problemów (jakby własnych było mało!)? Sposobów na przyjaciela jest kilka.
Można jak tych dwóch dżentelmenów w szykownych koszulach i modnych adidasach, siedzących przy stoliku w samym rogu po prostu umówić się na przyjaźń. Jesteśmy frendy? A jak! Frendy jesteśmy, hej! I tak sobie przyjaźń leci. Wspólne piwko, mecze, dyskoteki, może nawet kosztowne perfumy zakupione na allegro. Jednak problemy pojawiają się, gdy pojawiają się problemy. Bo przecież nie można mylić współtowarzyszenia w polowaniach na nowe doznania z przyjaźnią. A to ten z lewej wykorzysta telefon ratunkowy do ex-owej tego z lewej (szkoda by zmarnować taki materiał genetyczny), a to ten z prawej poderwał młodą sąsiadkę tego z lewej, z którą to ten z lewej był mocno emocjonalnie związany już od piaskownicy i nie pozwoli nikomu jej zranić. I tak lepszy rydz niż nic. Nerki jeden drugiemu nie odda, ale w piątkowy wieczór trzeba mieć z kim na piwo wyskoczyć.
Można też jak koleżanka Jolki- poszperać w sieci. Tam sukces powinien być gwarantowany. Z butelką czerwonego wina na odwagę, siadasz w piątkowy wieczór z laptopem na kolanach i klikasz dwukrotnie w ikonę przeglądarki. Portali oferujących przyjaźń (między innymi relacjami ludzkimi) jest na pęczki. Wybierasz zaawansowane kryteria wyszukiwania i dostajesz czego potrzebujesz. Przedział wiekowy 30-45, brunetka z kręconymi włosami z okolic Mazowsza, maksymalnie 170 cm wzrostu, rozwódka, najlepiej bez dzieci, wtedy wspólnych tematów będzie bez liku. Niestety koleżance Jolki nie powiodło się za pierwszym razem. Za drugim i za trzecim też nie. W odpowiedzi otrzymała kilka propozycji trójkątów małżeńskich, dwa apele o pomoc finansową i sześć ofert przystąpienia do piramid finansowych. Zmieniła portal i szuka dalej.
A może przeprowadzka? O ile łatwiej o nowych przyjaciół, gdy całkowicie zmieniamy otoczenie! Najlepiej przenieść całe swoje życie z wielkiego bezdusznego miasta, gdzie sąsiedzi przechodzą obojętnie obok morderstwa na klatce schodowej, do niewielkiego miasteczka na obrzeżach, gdzie zaciekawieni sąsiedzi ochoczo, rodzinnie i bez pukania przychodzą nadzorować postępy w remoncie mieszkania, które dopiero kupiliście. Procedura postępowania jest dość prosta. Wystarczy wyskoczyć do lokalnego baru kilka razy w miesiącu, poczuć lokalny koloryt i wyśledzić istniejące już koła wzajemnego zaufania i uwielbienia. To, które przypadnie nam najbardziej do gustu, obserwujemy ze zdwojonym zainteresowaniem przez jakiś miesiąc lub dwa. Po zapoznaniu się z zasadami funkcjonowania koła, możemy wkroczyć do akcji. Wiemy już co koło lubi, co akceptuje a czego nie, o czym można głośno mówić, a o czym nie. Temperujemy trochę swój światopogląd, by dopasować go do horyzontów myślowych docelowych przyjaciół, zapraszamy do siebie z okazji urodzin i sami obowiązkowo stawiamy się na wszystkie wezwania koła. I już mamy całe grono nowych przyjaciół. Trzeba tylko zacisnąć mocno zęby, gdy wszystko aż się w nas gotuje przywodząc na myśl mądrości życiowe członków koła, skulić ogon i położyć uszy po sobie, gdy atakuje się nasz sposób myślenia i funkcjonowania. Stać Cię na to?
Kolejną opcją jest odgrzebanie starych kart pamięci telefonicznych, względnie listów i notatników z telefonami. W końcu jak raz się było czyimś przyjacielem, można zawsze spróbować raz jeszcze. No i nieoceniona jest w tym wszystkim obecność Naszej Klasy. A nuż nasz stary dobry znajomy też został sam i można by coś spróbować sklecić ze szczątków starych sympatii. Jedno spotkanie klasowe, w zależności od liczebności klasy, stwarza około 20 potencjalnych przyjaciół. Choć bagaż życiowy może się teraz wydać zbyt ciężki do udźwignięcia- a jeśli jego żona to jędza? A jeśli jego pies nie polubi naszej Kiełbasy? Kicha zupełna jeśli się okaże, że nasz ex-przyjaciel wyemigrował 10 lat temu do Monachium. Wtedy to już kawałek. Nawet dla starej przyjaźni.
Sposobów na znajdywanie przyjaciela są miliony. Na znalezienie pewnie tylko jeden, który sami musimy sobie wypracować. Ja zasiewam ziarenko na wilgotnej ligninie, trzymam w ciepłym miejscu i skrapiam z dużą częstotliwością, żeby nie wyschło, a po pewnym czasie wyrasta jak rzeżucha na Wielkanoc. Jeśli i to Wam nie pomoże, to chyba tylko pozostaje przyłączenie się do sekty Słońce.
niedziela, 11 października 2009
Choroby czas
środa, 16 września 2009
Punkt widzenia...
niedziela, 13 września 2009
Before and After Part 1
niedziela, 6 września 2009
Lazy Sunday at last! Part 2
- nałożenie nawilżającej maseczki oraz regulacja brwi (potocznie zwane skubaniem) z TV w tle
- nałożenie odżywki na zniszczoną płytkę paznokcia podczas popijania oryginalnej greckiej winogronówki
- niemyślenie o braku dyspozycyjnego japonisty (zmora pracy zawodowej)
- przeglądnięcie blogów znajomych (co, po długim okresie niewidzenia się, pozwoli na uniknięcie pytań "co u Ciebie" i prowadzi do płynnego przejścia do swobodnej rozmowy)
- dłuuuga gorąca, bąbelkowa kąpiel z książką w ręce (na to został mi czas tylko do stycznia, kiedy to wreszcie w remontowanej łazience pojawi się prysznic)
- planowanie wyprawy do Norwegii (nie żeby wyjazd był już ustalony a terminy goniły, ale jak kiedyś zbierzemy fundusze i namówimy pracodawców na urlop w okresie nieurlopowym, to plan będzie jak znalazł)
Żeby nie wyjść na ostatniego trutnia zabiorę się za wytarcie podłóg co by w tygodniu zaoszczędzić sobie trudu :P
Lazy Sunday at last!
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
Pitch Black, Damn Tired, Absolutely Parched- czyli najbardziej nieplenerowy plener ślubny. Mój i mojego męża górnika:)
A zapowiadało się tak niewinnie- nasz fotograf Michał wraz ze swoim asystentem Wojtkiem (również fotografem :) jak sam podkreślił- choć w mojej głowie zawsze zostanie człowiekiem wieszakiem, bardzo sympatycznym wieszakiem, jako że w swej uprzejmości nosił za nami wszystkie graty) pojawili się punkt 12.00 z białą parasolką w ręku. Taka ekipa na Guido już chyba nigdy się nie pojawi :) Warunki fotkowe kiepskie, ale dzięki profesjonalizmowi chłopaków, zapałowi Bogdana i moim zaciśniętym z bólu zębom daliśmy radę:) I to jeszcze jak! a zresztą możecie podziwiać sami na blog.mhfoto.pl. I jeszcze na koniec pamiątkowe zdjęcie i bieg na zimne piwko :) felt like heaven... A Michał? Michał jest wielki, jak zresztą widać na załączonym obrazku :)
czwartek, 27 sierpnia 2009
Świeżo upieczeni
sobota, 22 sierpnia 2009
Targ staroci w Krakowie my ass :)
Na targi staroci to my jednak zapraszamy wszystkich do Bytomia :)
Tyle dobrze, że Kraków pięknym miastem jest, a spacer sprawdza się świetnie w ramach pośniadaniowego rozruchu. Największą rewelacją spaceru okazał się (a jakżeby inaczej!) krakowski obwarzanek zagubiony przez Mistrza Yodę (a.k.a Maks).
Wszyscy bawili się przednio, Mistrz Yoda natomiast już nigdy nie będzie taki sam.
Do następnego razu Nogi!
Bringing smile on women's faces ...
czwartek, 20 sierpnia 2009
Mój antyczny mąż :)
środa, 12 sierpnia 2009
Spirit of Ecstasy - Afternoon with Rolls-Royce :)
Moje pierwsze L4 :)
wtorek, 11 sierpnia 2009
my blueberry moments
Jedziemy na Mazury!
O słodkie lenistwo!
Do środy, kiedy to dołączyli do nas wyżej wspomniani Puszkiewicze (Mazurzanie z krwi i kości), czas upływał nam na pierwszych poślubnych wakacyjnych igraszkach i romantycznych wieczorach przy świetle księżyca. Duuuuużo odpoczynku, śpiewające ptaki na drzewach i wino w kieliszku.... Chronieni wakacyjnym szczęściem udało nam się uniknąć nalotu komarów- ledwo dwa ukąszenia na tydzień! Nieźle, co?

W środę dołączyli goście, a w piątek następni. W prezencie otrzymałam świetlny miecz na Bogdana, a Bogdan zebrowe kółko ratunkowe - i od razu role się odwróciły- Gosik trenowała ruchy ratunkowe z zebrą w talii, a Bogdan dzierżył migający miecz mocy.